Menu Zamknij

DRUGA PORAŻKA NA A8

Pogoda w niedzielne popołudnie z pewnością nie przekonywała do wyjścia z domu, ale za to spotkanie Olimpii ze Zniczem już tak. Na Agrykola 8 przyjechała 4. drużyna ligi, przez co spotkanie nabrało wydźwięku małego hitu 8. Kolejki. Związkowi ostatni raz u siebie wygrali na początku sierpnia (Puchar Polski z ROW-em Rybnik), więc była to odpowiednia pora i czas, by odczarować własny stadion. Niestety i tym razem magia własnego podwórka nie przyniosła efektów.

Po bardzo obiecującym początku sezonu apetyty kibiców na kolejne zwycięstwa zaczęły rosnąć. Pierwsze 5 spotkań przyniosły 9 punktów, dzięki czemu Olimpia zbudowała o sobie opinię zespołu, który łatwo meczu nie oddaje, a nawet zdolny jest urywać punkty. Tak też się stało w 7. kolejce, kiedy to elblążanie wrócili z Rzeszowa z kompletem punktów i dali jasny sygnał, że wcześniejsza porażka u siebie ze Stalą Stalowa Wola była dziełem przypadku.

Okazja na potwierdzenie tej tezy nadarzyła się wczoraj. Do Elbląga zawitał, prowadzony przez trenera Andrzeja Prawdę, Znicz Pruszków.

Początek na korzyść gospodarzy. Pierwszą, dogodną szansę na zdobycie gola miał w 8 minucie Szuprytowski, ale jego próba pofrunęła nad bramką Gradeckiego.

Chwilę po tym ponownie Olimpia konstruowała akcję na połowie rywala, piłkę przejęli defensorzy Znicza, wyegzekwowali ją pod pole karne Madejskiego i wtedy rozpoczął się dramat Związkowych. Kamil Wenger zdecydował się podać futbolówkę Madejskiemu, ten nie zrozumiał intencji obrońcy i ruszył w stronę piłki, która minęła golkipera Związkowych. W tej akcji do samego końca na pomyłkę gości czekał Paweł Moskwik i to mu się opłaciło bramką, którą przyszło mu zdobyć w najłatwiejszy sposób jaki można tylko wymarzyć. W 12 minucie meczu Znicz wyszedł na prowadzenie i, podobnie jak w meczu ze Stalą, gospodarze musieli zacząć gonić wynik.

Później w dwóch dogodnych sytuacjach znowu znalazł się Szuprytowski i ponownie nie udało się przechytrzyć Gradeckiego.

Pierwsza połowa więcej bramek nie przyniosła, za to owocowała w żółte kartki, których gospodarze zdołali uzbierać sztuk trzy. Arbiter doliczył minutę do regulaminowych 45, a potem zaprosił drużyny do szatni.

Druga odsłona rozpoczęła się bez zmian w składach i bez zmian w grze Olimpii. Ponownie oglądaliśmy kilka nieudanych prób zagrożenia bramki Znicza oraz gola przyjezdnych. Tylko trzy kontakty z piłką potrzebował Zjawiński, by w 71 minucie pokonać Sebastiana Madejskiego i wyprowadzić swój zespół na dwubramkowe prowadzenie. W tamtym momencie było już bardzo trudno dogonić rywala i doprowadzić chociaż do remisu.

W ostatnich dziesięciu minutach spotkania Olimpia była coraz bliżej zdobycia bramki honorowej, aż w końcu się to powiodło. W ostatniej minucie regulaminowego czasu gry, gola po asyście Demianiuka zdobył Brychlik i Olimpia potrzebowała tylko jednej bramki, by doprowadzić do remisu. Tylko i aż, bo arbiter do końca meczu dodał 3 minuty, które umykały coraz szybciej. Mało brakowało, bo po indywidualnej akcji Szuprytowskiego zakotłowało się w polu bramkowym Znicza, ale finalnie akcja zakończyła się wątpliwym faulem Brychlika na zawodniku gości. Minutę później znowu nasz napastnik był bliski zanotowania dubletu, ale tym razem jego strzał głową zatrzymał się na prawym słupku.

Więcej emocji na Agrykola 8 już nie uświadczyliśmy i Olimpia Elbląg w dość dramatycznych okolicznościach nie zdobywa nawet punktu na własnym stadionie. Po zakończonym meczu Związkowi meldują się na 8. miejscu, a Znicz Pruszków zajmuje fotel lidera 2. Ligi.